z serii "Igrzyska śmierci"
wyd. Media Rodzina, stron 351
Na obszarze dawnej Ameryki Północnej rozciąga się obecnie państwo
Panem, podzielone na dwanaście dystryktów. Władze państwa są niezwykle
rygorystyczne i okrutne. Zmuszają mieszkańców poszczególnych dystryktów do
pracy ponad siły, pobierają od nich daniny i nie zapewniają podstawowych
środków do życia. Ponadto rokrocznie organizowane są Głodowe Igrzyska, do
udziału w których z każdego dystryktu losowana jest para nastolatków pomiędzy
dwunastym a osiemnastym rokiem życia. Udział w Igrzyskach jest obowiązkowy i
oznacza walkę o na śmierć i życie z innymi uczestnikami wydarzenia,
transmitowaną przez telewizję we wszystkich zakątkach kraju.
Katniss Everdeen od czasu śmierci ojca jest jedyną żywicielką
rodziny. Jej matka pogrążyła się w wieloletniej żałobie, a mała siostra jest
zbyt krucha i delikatna by podołać obowiązkom. Dlatego Katniss żyje z dnia na
dzień kłusując, by przetrwać w pogrążonym w głodzie Dwunastym Dystrykcie. Jest
przyzwyczajona do życia w strachu, jednak żadne z wcześniejszych doświadczeń
nie przeraziło jej bardziej niż to, że jej ukochana siostrzyczka została
wylosowana do udziału w Igrzyskach. Katniss widzi tylko jedno wyjście:
poświęcić się i zastąpić siostrę. Zgłasza się więc na ochotniczkę i od tej pory
jest uczestnikiem Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk.
Moda na „Igrzyska śmierci”
trwała bardzo długo (może nawet trwa nadal), ale ja, starym zwyczajem,
przeczekałam największy boom i dopiero teraz sięgnęłam po serię. Przeczytałam
chyba z milion pozytywnych opinii, setki razy odmawiałam obejrzenia ekranizacji
– chciałam najpierw zapoznać się z książką. Dlatego, gdy w końcu dostałam
„Igrzyska” w swoje łapki, spodziewałam się czegoś naprawdę wspaniałego, wręcz
perfekcyjnego. Czy moje oczekiwania się spełniły?
Wzięłam książkę do ręki. Obejrzałam okładkę, przeczytałam
informacje na zakładkach, opis książki. Już wtedy wiedziałam, że nigdy nie
miałam okazji przeczytać książki o podobnej tematyce. Zachęcona i zaciekawiona
zaczęłam czytać.
Po przeczytaniu opisu fabuły na okładce nie wiedziałam za bardzo, o
co chodzi. Jakieś państwo podzielone na jakieś dystrykty, ludzie traktowani jak
niewolnicy, do tego jakieś Igrzyska odbywające się na specjalnie przygotowanej
arenie… No co jest, cofamy się w przeszłość? Pierwszy rozdział rozwiał moje wątpliwości.
Katniss, jako narrator pierwszoosobowy, wszystko płynnie wyjaśniła. Strukturę
państwa, sposób jego funkcjonowania, główną myśl i przyczynę Igrzysk Głodowych.
Nie, pomyślałam wtedy, nie jesteśmy w przeszłości. To PRZYSZŁOŚĆ.
Katniss od razu bardzo przypadła mi do gustu. Dziewczyna, która nie
da sobie w kaszę dmuchać. Wie czego chce. Nikt nie będzie decydował kiedy i w
jaki sposób ma umrzeć, o nie. Jest nieufna i rozważna. Jest także przerażona.
Ale kto by nie był? Trochę gubi się w swoich uczuciach, ale nie pozwala, by
wpłynęło to na jej postępowanie na Igrzyskach. Katniss pragnie dotrzymać słowa
danego młodszej siostrze i przyjacielowi. Chce przeżyć.
Pani Collins stworzyła jednak innych, równie wartych uwagi
bohaterów. Drugi reprezentant Dwunastego Dystryktu, Peeta, także mnie
zaintrygował. Na początku ciężko mi było go rozgryźć. Nie potrafiłam
stwierdzić, jaki jest naprawdę i o co mu właściwie chodzi, a już na pewno nie
pomagała mi w tym podejrzliwość głównej bohaterki. W ostatecznym rozrachunku również
go polubiłam. Czasem łapałam się na tym, że jest mi go żal. Katniss nie zawsze
zachowywała się właściwie w stosunku do niego (choć może nieświadomie).
Mogłabym dalej wymieniać moich ulubionych bohaterów. Cinna. Mała
Rue. Gale. Ale dosyć mówienia o bohaterach. Pora przejść do tego, co zachwyciło
mnie najbardziej.
Pomysł. Fabuła. Akcja.
Igrzyska Głodowe są okropne. Ciężko uwierzyć, że ktoś byłby w
stanie wymyśleć coś takiego. Bo co to za pomysł, żeby kazać młodym ludziom
zabijać siebie nawzajem dla rozrywki innych? Obstawianie zakładów, komu uda się
przeżyć kolejny dzień? Obserwowanie na ekranach telewizorów, jak dzieci rzucają w siebie oszczepami,
strzelają do siebie z łuku, skręcają sobie karki i rozpruwają brzuchy nożami?
To chore!
Czy to właśnie w tą stronę zmierza świat?
Jak zapewne zdążyliście się już zorientować, ta książka porządnie
mną wstrząsnęła. Zwłaszcza, że ma w sobie coś takiego, co sprawia, że czytasz
dalej, choć najchętniej zamknąłbyś oczy i ominął opisy okropnych wydarzeń.
Akcja posuwa się do przodu, a Ty razem z Katniss boisz się, cierpisz, walczysz.
W końcu książka się kończy, a do Ciebie dociera, że tak naprawdę to dopiero
początek.
Teraz pora na ekranizację. Słyszałam, że w porównaniu z książką
jest beznadziejna, ale i tak chcę się przekonać. No i oczywiście drugi tom. „W
pierścieniu ognia” już czeka na mojej półce. Nie mogę się doczekać.
I z czystym sercem, pierwszy raz od dawna, daję 6/6.
Jeszcze raz zapraszam do polubienia strony mojego bloga na facebooku - TUTAJ :)
***
Jeszcze raz zapraszam do polubienia strony mojego bloga na facebooku - TUTAJ :)
Długo broniłam się przed przeczytaniem tej książki, bo wciskała mi ją moja koleżanka, która uwielbia Zmierzch itp. Obawiałam się, że ta książka to kolejny gniot dla młodzieży. W końcu jednak uległam. I nie żałuję. Ta książka jest naprawdę mądra i ma w sobie przesłanie :-D
OdpowiedzUsuńNo właśnie przez długi czas miałam podobne odczucia :)
UsuńEkranizacja nie jest zła, za to książka jest genialna, więc trudno jej dorównać :)
OdpowiedzUsuńOd tej książki zaczęła się moja przygoda z dystopią i cieszę się, że właśnie od tej serii, bo według mnie nadal jest na pierwszym miejscu. Wspaniała historia :). Ekranizacja też mi się podobała, ale bardziej drugiej części.
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Ja niestety książki nie miałam okazji przeczytać. Oglądałam jedynie ekranizację, chociaż wiem, że książce nigdy żadna nie dorówna :)
OdpowiedzUsuńNadal jej nie przeczytałam, choć już mam ją w domu. Muszę szybko nadrobić zaległość ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam, miło wspominam. Chyba dałam taką samą ocenę :)
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie, chętnie się z nią zapoznam :-)
OdpowiedzUsuńWszystkie części mam już za sobą dawno, bardzo przypadły mi do gustu. Ekranizacje faktycznie nie są aż tak dobre jak książki, ale warto je zobaczyć choćby dla porównania i samego..zobrazowania panemowej rzeczywistości, ludzi w niej żyjących:)
OdpowiedzUsuńGdy zobaczyłem ten post, pomyślałem sobie: Dopiero?!. Mi się też bardzo podobała ta seria, a film chyba nie był taki zły. Wyszedłem lekko znudzony z kina, bo bardzo dobrze odwzorowali książkę i nic mnie nie zaskoczyło, co nie zmienia faktu, że film był bardzo dobry. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam całą trylogię Igrzyska Śmierci i jestem ich wielką fanką. Jak dla mnie o wiele lepsza była ekranizacja drugiej części, bo była bardziej szczegółowa i dopracowana :)
OdpowiedzUsuń