Upierałam się, że nigdy tego nie zrobię. Twierdziłam, że to beznadziejny pomysł, strata czasu i pieniędzy, kicz i tani (nie taki tani?) chwyt marketingowy.
A później poszłam do sklepu i kupiłam go.
"Zniszcz ten dziennik"
Destrukcja trwa. Postanowiłam trochę ją udokumentować, ale po głębszym zastanowieniu zrezygnowałam z pomysłu zasypywania bloga dziesiątkami postów z kolejnych etapów niszczenia dziennika.
Zapraszam za to każdego, kto jest ciekawy, jakie pomysły przychodzą mi do głowy (sama jestem nimi czasem przerażona) na stronę os-meus-libros na facebooku (KLIK!), gdzie utworzyłam folder, w którym będą pojawiały się zdjęcia.
Pozdrawiam!
A ja nadal nie jestem przekonana do tej "książki" :)
OdpowiedzUsuńMnie jakoś nie przekonuje ten słynny dziennik :D
OdpowiedzUsuńMoże w końcu się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTeż się zarzekałam i nadal tak jest. Na początku niby spodobał mi się pomysł na książkę, ale potem zobaczyłam polecenia w niej zawarte i sobie odpuściłam.
OdpowiedzUsuń"Piszę niedbale bo takie jest polecenie a Dawid jeszcze nie potrafi pisać. Ciekawe czy ktoś będzie potrafił się tego doczytać (ja?)." - chyba się doczytałam.. ^^