wtorek, 7 kwietnia 2015

127. Anthony Horowitz - "Moriarty"


Dom Wydawniczy REBIS, stron 286

Sherlock Holmes i James Moriarty ponieśli śmierć walcząc ze sobą nad wodospadem Reichenbach. Teraz w Londynie pojawia się amerykański gang Clarence’a Devereux, którego metody działania są brutalniejsze i trudniejsze do odkrycia niż działalność Moriarty’ego. Do walki z nimi staje inspektor Scotland Yardu, Anthelney Jones, zafascynowany Sherlockiem Holmesem i naśladujący jego metody. Pomaga mu amerykański śledczy Frederick Chase. Mężczyźni szybko zaprzyjaźniają się ze sobą i – niczym Holmes i Watson – krok po kroku rozwiązują sprawę nowej szajki. Okazuje się jednak, że im bardziej angażują się w sprawę, tym staje się ona mroczniejsza i bardziej skomplikowana…

Bardzo rzadko zdarza mi się kupować książki krótko po premierze, zazwyczaj wolę poczekać na promocję. Zważywszy jednak na mój ostatni „sherlockowy szał”, gdy weszłam na Lubimy Czytać i portal był jedną wielką reklamą książki o tytule „Moriarty” (dla niewtajemniczonych: Moriarty to największy wróg Sherlocka), nie mogłam się powstrzymać. Weszłam na stronę księgarni i kupiłam tę prześliczną książkę (wciąż nie mogę się napatrzeć na okładkę. Niby nic, a jednak…).

Zaczęłam czytać od razu po dostarczeniu jej przez kuriera. Niestety nie miałam zbyt wiele czasu, dużo podróżowałam między domem, a miastem, w którym studiuję, a nie chciałam wozić jej ze sobą, by nie uszkodzić pięknej okładki. Dlatego też czytanie szło bardzo powoli. Cóż, przynajmniej wystarczyło na dłużej.

Styl autora bardzo przypomina ten znany z powieści Doyle’a. Pan Horowitz świetnie wczuł się w atmosferę ówczesnego Londynu, opisując nam historię człowieka, którego wykreował autor oryginalnego Holmesa – inspektor Jones faktycznie pojawił się w jednej z opowieści o Sherlocku, gdzie został jednak ukazany w niezbyt korzystnym świetle. Jones jest fanem detektywa-konsultanta i po jego śmierci nad wodospadem Reichenbach marzy o tym, by zająć jego miejsce. Okoliczności są sprzyjające – udało mu się niemalże do perfekcji opanować sztukę dedukcji, łamania szyfrów i wielu, wielu innych umiejętności, które posiadał jego idol. Ponadto pojawił się Chase, idealnie wpasowujący się w postać Johna Watsona! Jones zaczyna snuć rozległe plany dotyczące ich współpracy… co z tego wyjdzie?

Sama zagadka jest skomplikowana i również bardzo „doyle’owska”. Co prawda czytałam dopiero dwie książki Doyle’a, ale i tak stwierdzam, że Anthony Horowitz stanął na wysokości zadania. Tempo akcji jest mniej więcej podobne jak w ostatnio czytanym przeze mnie „Znaku czterech”. Jedyna - i zdecydowanie największa – różnica pomiędzy twórczościami tych autorów znajduje się w zakończeniu. Doyle nie uraczył mnie póki co aż takim zwrotem akcji. Nie sprawił, że otworzyłam ze zdziwienia usta i czytałam jeden akapit co najmniej trzy razy, by upewnić się, że to naprawdę się wydarzyło. Chociażby dla tego zakończenia warto przeczytać tę książkę. Ja w dalszym ciągu nie mogę wyjść z podziwu i, szczerze mówiąc, jestem trochę zła na autora, bo podczas czytania wyobraziłam sobie zupełnie inny koniec, który… Dobra, to chyba czas, żeby skończyć paplanie o zakończeniu. ;)

Narratorem jest Chase, który – podobnie jak doktor Watson – opisuje dzieje swoje i Jonesa. Sam niejednokrotnie w powieści porównuje się do przyjaciela Holmesa, a my czytając, faktycznie możemy dostrzec między nimi mnóstwo podobieństw.

Podobieństw między Jonesem a Holmesem raczej nie ma, oczywiście poza samymi metodami rozwiązywania zagadek kryminalnych i umiejętnością skanowania wszystkiego i wszystkich dookoła. Jones jest bardziej ludzki, jest otwarty na przyjaźń, ma żonę i dziecko, za których jest w stanie oddać życie. No i nie ładuje w siebie różnych siedmioprocentowych roztworów. :)

 „Moriarty” to świetna książka. Od razu uprzedzam, że aby ją przeczytać i zrozumieć, nie trzeba znać twórczości Doyle’a. Polecam głównie fanom powieści detektywistycznych i kryminałów. Sama z chęcią rozejrzę się za „Domem jedwabnym” czyli inną książką Horowitza, opisującą przygody Sherlocka Holmesa i Johna Watsona.


Ocena: 5/6

7 komentarzy

  1. Okładka rzeczywiście jest niesamowita. Tak jak twoja recenzja zachęca do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę tak bardzo T.T To mój Sherlock T.T

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo zapowiada się bardzo ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Co prawda nie znam Sherlocka tak dobrze jak Ty, ale ta książka również wpadła mi w oko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nie mam aż takiej obsesji na punkcie Sherlocka, ale z chęcią przeczytałabym tę książkę. Okładka też mi się podoba :)

    http://book-please.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Najpierw mimo wszystko chciałabym poznać Sherlocka, bo planuję to już od dawna, a wtedy pewnie bardziej łakomym okiem spojrzę na powieść Horowitza :)

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? Skomentuj! Chętnie poznam Twoją opinię. :)

Szablon
©Sleepwalker
WS