wyd. Sonia Draga, stron 624
„Mógłbyś
mieć fajną uległą brunetkę. Taką, która by powiedziała „Jak wysoko?” za każdym
razem, gdy kazałbyś jej skoczyć, zakładając, rzecz jasna, że wolno by się jej
było odezwać. Dlaczego więc ja, Christianie?”
Anastasia Steele
zerwała kontakty z Greyem i w całości poświęciła się nowej pracy. Okazało się
jednak, że ani ona, ani Christian nie potrafią zapomnieć o łączącej ich relacji
i oboje pragną „czegoś więcej”. Decydują się spróbować być ze sobą jeszcze raz,
na innych warunkach. I choć z początku zanosi się na sielankę, sprawy
komplikują się, a demony Christiana znów dają o sobie znać...
Czy Ana nauczy się
akceptować Christiana takim, jaki jest? W jaki sposób Christian będzie próbował
się dla niej zmienić? Jakie problemy na nich czyhają?
I
tym razem autorka raczej mnie nie zachwyciła. Ana, śmiertelnie zła na
Christiana pod koniec poprzedniego tomu, przy pierwszej możliwej okazji mu
wybacza i zachowuje się, jakby wcale jej nie skrzywdził. Mimo wszystko zgadza
się dać mu drugą szansę. Przeprowadza się do niego i próbują „czegoś więcej”,
bez żadnych zobowiązujących umów. Muszę przyznać, że lepiej czytało mi się o
Anie, która ma własne zdanie i nie zgadza się ze wszystkim, czego wymaga od
niej Christian. Oczywiście były jeszcze momenty, kiedy miałam ochotę rzucić
książką, ale było ich znacznie mniej i generalnie miło było obserwować
przemianę Any oraz, co istotniejsze, Christiana.
Ponadto
autorce udało się kilka razy mnie zaskoczyć, co nie zdarzało się w części
pierwszej. Poza tym jednak niewiele się zmieniło. Styl autorki nie uległ
zmianie, nadal obserwujemy tę powtarzalność, dialogi i zachowania bohaterów są
w większości przypadków przewidywalne.
Mimo
wszystko jednak sięgnę po następny tom; chociaż zakończenie nie wstrząsnęło mną
w żaden sposób, to skoro przeczytałam dwa pierwsze tomy, chętnie sięgnę po
trzeci.
Na
okładce widzimy maskę, taką, jaką zakłada się na bale maskowe. Podobnie jak w
przypadku pierwszego tomu, jest to nawiązanie do jednej ze scen. Ogólnie rzecz
biorąc wszystkie okładki „Pięćdziesięciu odcieni” są do siebie podobne i dość
charakterystyczne.
Ocena:
3/6
***
Mam już po dziurki w nosie klasy maturalnej! Już chcę być po... :( Jestem na etapie wybierania tematu na ustny polski, mam siedem typów, jak się w końcu na któryś zdecyduję, to się Wam pochwalę :)
Mnie również "zdziwiło" to, że Ana tak szybko wybaczyła Christianowi, myślałam, że dłużej będzie się na niego "gniewać". Cóż miłość rządzi się swoimi prawami. Co prawda, ma wiele błędów ta część, ale ta część jest moją ulubioną spośród całej trylogii. To po jej przeczytaniu zmieniłam zdanie o całej trylogii.
OdpowiedzUsuńTrzeba by zacząć od pierwszego tomu. :) Ja mam maturę dopiero za trzy lata, więc na razie nie panikuję.
OdpowiedzUsuńWierz mi, że Anie to wybaczenie zajęło dużo czasu w porównaniu z bohaterką "Dotyku Crossa" ;)
OdpowiedzUsuńBo po prawdzie, to nie jest zwykły erotyk. Fakt, scen seksu jest tam sporo, to jednak jest też ukazana uległość ludzkiej psychiki jak i emocje, jakie panują w takich związkach.
OdpowiedzUsuńCzytałam całą trylogię i nie żałuję.
PS Nominowałam twój blog, więcej informacji na http://myworld-ofbooks.blogspot.com/2013/09/the-versatile-blogger-award.html
Nie czytałam jeszcze. Choć ocena średnia to i tak muszę sama się przekonać jakie będą moje wrażenia :)
OdpowiedzUsuńPierwsza część bardzo mi się podobała, ale chyba nie sięgnę po drugą.
OdpowiedzUsuń