wyd. Phantom Press International, stron 281
Znana
autorka kryminałów, Ariadna Oliver, wraz z przyjaciółką przyjeżdża pomóc
Rowecie Drake w organizowaniu przyjęcia dla dzieci z okazji Halloween. Wszystko
toczy się według planów do momentu, aż po zakończeniu przyjęcia znalezione
zostaje ciało dziewczynki, Joyce Reynolds. Pani Oliver od razu wzywa na miejsce
zbrodni niezastąpionego Herkulesa Poirota, który bez zastanowienia zabiera się
za poszukiwanie sprawcy okropnej zbrodni...
Dlaczego ktoś w okrutny sposób pozbawił życia nastoletnią
Joyce? Czy Poirot odnajdzie mordercę? Jaką rolę w sprawie odegrają... jabłka?
To moja druga książka Christie, więc dopiero zapoznaję się z
tą autorką. Przyznam, że odrobinę męczę się przy jej książkach, ale
poprzysięgłam sobie, że będę czytać jej książki, więc dzielnie brnę do celu.
„Wigilia Wszystkich
Świętych”
to stuprocentowy kryminał. Mamy morderstwo, skomplikowany motyw, mnóstwo
podejrzanych i oczywiście genialnego śledczego, który przechytrza czytelnika za
każdym razem, gdy ten myśli, że zbliżył się do rozwiązania zagadki. Sama
niejednokrotnie dałam się nabrać na fałszywe tropy podsuwane przez autorkę;
typowany przeze mnie morderca okazał się być w ostateczności ofiarą, a o
prawdziwym zabójcy nawet nie pomyślałam. Za to właśnie lubię kryminały, można
trochę pokombinować i pobawić się w detektywa.
Książkę, jak już wspomniałam, czytało mi się dość opornie.
Nie jest nudna ani źle napisana. Myślę, że po prostu są książki, które się
„połyka” i takie, przy których czytanie idzie dość opornie. „Wigilia Wszystkich Świętych” należy
według mnie właśnie do tych drugich. Mimo to uważam ją za powieść całkiem
ciekawą i godną polecenia fanom gatunku.
Okładka jest dla mnie niezbyt zachęcająca. Większość
pokrywają napisy – autor i tytuł, a dopiero w prawym dolnym rogu widzimy
grafikę. Czyżby Poirot? Nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu nie obdarzyłam
go sympatią. Poniżej widać także rewolwer, ot tak, nie wiadomo dlaczego, skoro
w powieści nikt ani razu nie używa broni.
Ocena: 4-/6
***
Matury próbne to koszmar :( Angielski i wos - super, jestem z siebie bardzo zadowolona. Ale z polskiego zawaliłam czytanie ze zrozumieniem (jaki paradoks, ja, blogger!), więc teraz wszystko zależy od wypracowania. A matma... siedzę nad nią godzinami, w domu arkusze robię na 70-80%, a tu ledwie 40 sobie naliczyłam. Kurczę, strasznie jestem zawiedziona.
Ale co tam, to tylko próba. Mam nadzieję, że w maju bardziej się popiszę :)
A Wy? Jakie wyniki mieliście na swoich próbnych maturach? Też były takie straszne? A może ktoś z Was pisał w tym roku?
W domu mam chyba jedną ksiązkę tej autorki. Kiedyś nawet ją zaczęłam, ale, tak jak zauważyłaś, dość opornie się ją czytało. Dałam sobie więc spokój. Raczej nie ciągnie mnie do "takich" kryminałów. Poirota także nie polubiłam. Możemy więc przybić sobie piątkę. :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Jak na próbną maturę, to całkiem nieźle Ci poszło.
Idealna lektura na nadchodzące święta. Chętnie się za nią rozejrzę.
OdpowiedzUsuńMatury jeszcze przede mną, a książki pewnie i tak nie przeczytam. :) Przeczytałem "Orient Express" i jakoś nie mam za bardzo ochoty czytać więcej książek tej autorki, za to wolę np. podczytać coś Chmielewskiej, bo te kryminały są dla mnie bardzo dobre!:)
OdpowiedzUsuńLubię książki tej autorki, więc może się skuszę
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam. A co do matur- nie przejmuj się, mi też nie poszły najlepiej, większość osób nie jest zadowolona z wyników.
OdpowiedzUsuń