Przedsiębiorstwo Wydawnicze
Rzeczpospolita S.A., stron 294
„Młoda archeolog Finn Ryan
oraz fotograf Virgil Hilts podczas poszukiwań grobu jednego z apostołów
trafiają na ślady zbrodni sprzed wielu lat i na starożytny medalion z imieniem
pewnego upadłego archanioła. To tylko dwa z licznych elementów układanki, których
skompletowanie pozwoli odsłonić skrywaną do tej pory prawdę o fundamentach
naszej historii. Ale czy wszystkim zależy na jej ujawnieniu? Raczej nie, sądząc
po liczbie śmiertelnie niebezpiecznych pułapek czekających na Finn i Virgila na
szlaku ich poszukiwań.” (źródło: LC)
Naprawdę rzadko zdarza mi się
posiłkować źródłami w celu zarysowania Wam fabuły, książki, o której mam zamiar
napisać. Tym razem nie miałam jednak innego wyjścia z jednego, prostego powodu –
nie mam pojęcia, o czym czytałam. Ale może po kolei.
„Według Lucyfera” znalazłam na
strychu (choć wcale nie jest to powieść z zeszłego tysiąclecia!). Nie mam
pojęcia, skąd książka się tam wzięła, na te pytanie nie potrafiła też
odpowiedzieć mi moja mama. Skoro jednak wzięłam powieść w swoje łapki, całkiem
zaciekawiona tytułem oraz opisem z okładki postanowiłam dać jej szansę i pełna
zapału zaczęłam czytać. No… i w sumie tutaj skończyła się moja przygoda.
Nie do końca jestem w stanie
określić, co tak naprawdę mi nie pasowało. Akcja ciągnie się jak flaki z olejem,
by raz po raz wrzucić bohaterów w jakieś ogromne niebezpieczeństwo. Oczywiście
wychodzą oni ze wszystkich kryzysowych sytuacji bez szwanku (co staje się wręcz
śmieszne za którymś razem) i nagle przenoszą się na inną część kontynentu
(halo, ale co działo się z wami w międzyczasie?). Znów możemy przysnąć, gdyż
prawdopodobnie przez kolejnych pięćdziesiąt stron nic się nie wydarzy. Głównych
bohaterów mamy dwóch: Finn i Hiltsa. Nie zapałałam do nich jednak zbyt wielką
sympatią, nie zżyłam się z nimi. Pod koniec powieści złapałam się na tym, że
skończyłam rozdział i zaczęłam się zastanawiać, czego ci bohaterowie tak
właściwie szukają?
Miałam kilka razy taki pomysł,
by zanieść „Według Lucyfera” z powrotem na strych i zacząć czytać coś, co
zasługuje na poświęcenie uwagi. Jestem jednak upartą osóbką i uparcie dążyłam
do końca powieści z nadzieją, że może zakończenie będzie „wow”. Niestety, nie
było. A ja zmarnowałam na tę książkę cały miesiąc.
Ocena:
1/6. Nienawidzę dawać jedynek,
ale nie potrafię znaleźć chyba żadnej dobrej strony.
Książka nie spodobałaby mi się raczej.
OdpowiedzUsuńJaka strasznie "naćkana" okładka :o Ogólnie według opisu wydaje się strasznie sztampowa :) Nigdy tej szmiry nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia z mowmikate
Pomysł dobry, ale wykonanie niestety zwiodło.
OdpowiedzUsuńNie miałam z tym do czynienia niestety ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, mogłabym prosić o kliknięcie w link w tym poście? Byłabym bardzo wdzięczna :)
Przy okazji zachęcam do wspólnej obserwacji :)
http://veronicalucy.blogspot.com/2017/10/lace-up-skirt.html
Chyba to nie ksiazka dla mnie :)))
OdpowiedzUsuńhttp://teczowabiblioteczka.blogspot.com
Uhuhu... 1/6, to ja sobie odpuszczę :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach
Kompletnie mnie nie zainteresowała ta książka ;)
OdpowiedzUsuń