z serii "Bractwo Czarnego Sztyletu"
Wydawnictwo Videograf II, 426 stron
Mary jest chora – po kilku latach uśpienia jej organizm ponownie zaatakowała białaczka. Młoda dziewczyna zaczyna tracić nadzieję na to, że uda jej się przeżyć i pokonać chorobę. Może liczyć na wsparcie swojej sąsiadki, Belli. Dziewczyny razem decydują się pomóc zagubionemu sierocie, Johnowi, który, jak się później okazuje, zbliża się do przemiany w wampira. Na dodatek młodzieniec ma na piersi dziwny symbol, który sugerowałby ego przynależność do Bractwa Czarnego Sztyletu. W ten sposób Mary dowiaduje się o istnieniu rasy wampirów oraz poznaje Rankohra, jednego z członków Bractwa. Para bardzo szybko zakochuje się w sobie, jednakże jest jeden ogromny problem: wampiry nie wiążą się z rasą człowieków (odmiana celowa). Rankohr wiążąc się z Mary naraziłby ją na ogromne niebezpieczeństwo nie tylko ze strony czyhających na nią wampirów Reduktorów, ale także jego własnych braci oraz twórczyni ich rasy, Pani Kronik…
Jaką decyzję podejmie Rankohr i jakie będą jej konsekwencje? Czy Mary uda się po raz drugi wygrać z białaczką?
Po przeczytaniu pierwszego tomu serii trochę zniechęciłam się do „Bractwa…”. Przez to następne tomy stały na mojej półce nieczytane chyba ponad rok. Ciężko było mi zabrać się za „Ofiarę krwi” głównie dlatego, że obawiałam się swoistej kopii „Mrocznego kochanka”, w której zmienione byłyby jedynie imiona głównych bohaterów. I wiecie co? Byłam głupia.
Nie da się ukryć, że wątek romantyczny jest tu zdecydowanie wysunięty na pierwszy plan. Związek Rankohra i Mary jest jednak bardzo skomplikowany: dziewczyna choruje na raka, jest zwyczajnym człowiekiem, nie jest akceptowana przez Panią Kronik będącą swego rodzaju boginią wampirów, a na dodatek jej wybranek zmaga się z klątwą, którą wiele lat temu rzuciła na niego stwórczyni za jego liczne występki. Przez to naprawdę nie można jednoznacznie stwierdzić, jakie będzie zakończenie ich relacji.
Jako że seria jest (przynajmniej według mnie) po części erotykiem, mamy do czynienia z licznymi scenami łóżkowymi. Jest ich jednak zdecydowanie mniej niż w poprzednim tomie. Podobnie jak wcześniej są opisane całkiem nieźle i nawet jeśli nie jest się fanem tego typu opisów czyta się je bez większej irytacji.
Romans nie jest jednak jedynym wątkiem powieści. Bractwo wciąż walczy z Korporacją Reduktorów, strzegąc bezpieczeństwa wampirów. Bracia co noc wychodzą na ulice, by szukać i zabijać nieumarłych czyhających na ich życie. Czytamy więc mniej lub bardziej brutalne opisy walk pomiędzy nimi. Ponadto poznajemy reduktora o wdzięcznym imieniu O, poznajemy jego historię i punkt widzenia. Choć z początku wydaje nam się, że ten wątek jest nieco wyrwany z kontekstu, w końcu O odgrywa kluczową rolę w powieści (a może trafniejsze byłoby stwierdzenie „w serii”).
Trochę brakowało mi samego Bractwa. Panowie pojawiali się pojedynczo, rzadko widywało się ich w grupie – a to właśnie ich rozmowy i to, w jaki sposób wzajemnie się traktowali najbardziej urzekło mnie w pierwszej części. Jednakże nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, pojedynczo też są cudowni. ;)
Książka jest dość „gruba”, a ja połknęłam ją w jeden dzień. Podobała mi się o wiele bardziej niż „Mroczny kochanek”. Trochę się pośmiałam, kilka razy autorka wyprowadziła mnie w pole, raz opadła mi szczęka, raz zakręciła się w oku łza. A to wszystko w „Ofierze krwi”. Polecam.
Ocena: 4+/6
Tytuł brzmi ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńDobra seria :)
OdpowiedzUsuńCzytałam inne książki autorki :)
OdpowiedzUsuń